Krótką historię wam opowiem mojej przygody z VLCD, wg. porad Galeniko.
Wcześniej byłem na Leangains i powolutku rekomponoałem się rok. Była to pierwsza użyteczna, pomocna dieta - zrzuciłem na niej sadło, zbudowałm rochę siły. Żadne wartości kulturystyczne, ale zacząłem wygladać jak człowiek.
Pół roku temu wrzuciłem VLCD - 80 dg gotowanego kurczaka, 4 jajka, pomidor. Było ciężko, głód jak cholera. Ale zadnych wspomagaczy, poza kawą i litrami Coli 0. I pomogło, dopiero zobaczyłem, jaki byłem tłusty ciągle - a że ciagle ze mnie suchar, to zbiłem do 67 kg (182 wzrostu). Warto było się przemęczyć. Straciłem trochę czasu na próbie powrotu do LG, ale w końcu żyję, jak radził Gal - codziennie jem tylko wysokobiałkowy obiad i odżywkę - 200g B, 50g , a 2 razy w tygodniu obżarstwo bez opamiętania - śmieciowe jedzenie, albo jakieś tuczące makarony, tona słodyczy. Wreszcie mogę regularnie jeść co chcę, a ciągle się korzystnie rekomponuje, choć powolusieńko. Nie stosuję żadnego dopingu, a jestem mega zadowolony - z jakości życia, z wreszcie sensownego wyglądu.
Można rozwiać wszystkie brosciency, nie ma żadnych hehe strat mięśni, ale żeby nie być tłuściochem, trzeba czasem pogłodować, trzeba przejść przez to raz, a jest okropnie. Bez wspomagaczy się na tym bestią nie bedzie, ja nadal ważę poniżej 70 kg. Ale to dużo lepsze niż hehe masowanie, którego efektów nie widać, a nawet ich pewnie nie ma, a tłuszcz rosnie. A jakby wrzucić do tego dobry doping, to jestem pewien, ze można osiagnąć upragniony wygląd, tylko trzeba ćwiczyć na poważnie i nie zalewać organizmu tłuszczem.