Moja kobieta wreszcie zdecydowała ruszyć się na siłownie - cel taki jak w większości przypadków, czyli zrzucić brzuch. Na szczęście się jej spodobało i zamierza zabawić tam dłużej. Wymiary: 158/52.
Aktualnie ćwiczy 3x w tygodniu (trzeci tydzień), następującym planem(w pierwszym i drugim tygodniu było odpowiednio mniej serii):
Czas treningu: ~60 minut
Przerwy między seriami: ~45-60 sekund
Rozgrzewka 10 minut orbitrek
Rozgrzewka stawów
Wyciskanie siedząc na maszynie (klatka piersiowa) 4s
Ściąganie drążka (plecy) 4s
Wyciskanie sztangielek siedząc (barki) 4s
Uginanie ramion ze sztangielkami (biceps) 3s
Francuskie wyciskanie sztangielki (triceps) 3s
Wyprosty tułowia na stojaku 4s
Unoszenie nóg w zwisie na stojaku (brzuch) 4s
Brzuszki na piłce 4s
-- 5 minut bieżni w celu dogrzania nóg --
Wyciskanie na maszynie imitującej suwnice na nogi 4s
Wykroki ze sztangielkami 4s
-- Bieżnia/rowerek/orbitrek/ 10-20 minut w zależności od pozostałego czasu --
Czy może lepszy byłby normalny trening obwodowy? Niestety przeszkodą tutaj są godziny treningowe ( 17-20 - godziny szczytu na siłowni ) i wirowanie między sprzętem na który są kolejki jak za PRLu może okazać się trudne.
Narzeka trochę że narazie trening jest mało odczuwalny na drugi dzień, ale chyba taki powinien być jeżeli ma na celu przystosować organizm do cięższego wysiłku, prawda? Czy rozsądnie byłoby pozbyć się maszyn na rzecz wolnych ciężarów czy poczekać z tym do 1 miesiąca stażu aż się jej organizm troszkę wzmocni? Czy może połączyć ćwiczenia w superserie?
Nie chcę jej przeciążyć, ale też nie chcę zniechęcić brakiem efektów.
Jakie są wasze sugestie?
Pytam, bo chcę się upewnić że nie robię jej krzywdy