Dzień 29/90
Pączki, pączki wszędzie. Ja się już boję klapę od kibla podnosić, bo mi jeszcze ktoś z pączkami wyskoczy.
Usłyszałam 8 razy (liczyłam!), że "jeden pączek ci przecież nie zaszkodzi", 3 razy, że "trzeba dzień święty święcić", moja siostra wysłała mi z 5 zdjęć pączków które zrobiła z opisem jakie smaczne jej wyszły, a moja własna mama wyjechała mi z tekstem "jak sobie zrobisz dzień przerwy od diety to nie umrzesz". Zero wsparcia w rodzinie i wśród znajomych. Nawet na grupach odchudzaniowych na fejsie się przechwalają kto ile zeżarł.
Z tego wszystkiego zaczęło mi się tych cholernych pączków chcieć, chociaż ani nie są to moje ulubione słodycze, ani mi w tłusty czwartek nie smakują (pisałam o tym wcześniej). Siedziałam pół dnia i sobie tłumaczyłam, że to tylko durne pączki, zjem, może nawet zasmakują i co? Ano nic jak to się mówi i tak gówno z tego i tak :
Zjadłam obiadek i na szczęście mi przeszło. Nie mogę dać się rozpraszać, bo przez takie przerwy i "oj tam jeden nie zaszkodzi" to widzieliście na początku dziennika jak ja wyglądam. I zawsze, ale to zawsze zaczyna się od jednego pączka, jednego ciastka, cukierka itd.
Tak czy inaczej wytrzymałam i wierzę, że było warto.
Dieta:
Posiłek 1:
rosół na kurczaku+makaron (kocham mój wolnowar )
Posiłek 2:
j.w
Posiłek 3:
jajka+twaróg+majonez+wafle kukurydziane+warzywa
Trening:
nadal awaria
Suple:
jakieś resztki witamin i omeg...
Czekam na wypłatę, bo leży i kwiczy ta moja suplementacja...