Dobra a teraz pytanie do kogoś na prawdę ogarniętego, bo czytając Wikipedię trochę zgłupiałem.
Zastanawia mnie przede wszystkim fakt, czy prawidłowym zabiegiem jest liczenie kalorii z białka w przypadku redukcji, czy też masy o nie wielkiej podaży białka.
Główna funkcja białek jest znana:
(...)większość aminokwasów dalej dostaje się z krwią do komórek ciała(...)
Nadwyżka(białka) pozbawiana jest reszt aminowych, przez co powstaje amoniak i ketokwasy(...)Ketokwasy mogą zostać wykorzystane do syntezy cukrów i niektórych aminokwasów, zużyte na cele energetyczne bądź przekształcone w tłuszcze zapasowe.
Ok, wiki mówi, że nadwyżka może zostać wykorzystana na cele energetyczne. W trakcie redukcji owszem dostarczamy duże ilości białka, po to,by organizm w przypadku gdy zabraknie preferowanego źródła energii (tłuszcz/węgle) używał ową nadwyżkę i by zawsze miał w zapasie aminki, na odbudowę mięśni. Przypuszczam, że takie zjawisko ma miejsce podczas stałej niskiej podaży tłuszczy/węgli jak i w szczególnym przypadku, kiedy brakuje już wszystkich makrosów-wtedy zachodzi proces glukoneogenezy i jakakolwiek podaż białka/tłuszczy zamieniana jest w glukozę, stąd głupim pomysłem jest spożywania po poście posiłku tylko białkowego (bez towarzystwa cukrów/tłuszczy, więc BCAA to ściema).
Jednak w warunkach IF czy nawet VLCD, gdzie każdy posiłek zawiera przynajmniej jedno źródło energetyczne (tłuszcz/węgiel), śmiem przypuszczać, że białko w dużej mierze jest wykorzystywane na trzymanie mięśni w ryzach-a więc na logikę nie dostarcza nam energii. Ponadto w trakcie typowej masówki, gdzie tego białka dostarczamy już mniej, natomiast treningi są bardziej niszczące i w ogóle cały organizm jest zdecydowanie nastawiony na anabolizm, pojęcie nadwyżki białka raczej występować nie może.
Czaicie o co chodzi?
Jak wypijemy BCAA na czczo, to odczuwamy przypływ energii, bo organizm zużyje je na cele energetyczne, nie budulcowe (czyli tak na prawdę myślimy, że BCAA działa i je kupujemy, a w rezultacie wcale nie buduje mięsiwa). Wtedy rozumiem, że można liczyć tę podaż jako kalorie. Ale w zdecydowanej większości przy towarzystwie innych makroskładników, liczenie kalorii z białka nie ma dla mnie sensu.
To znaczy wiem, że wszyscy tak robią, wszystkie kalkulatory tak robią i pewnie ktoś mądry zaprzeczy w jednym zdaniutemu co napisałem, ale osobiście nie mogę teraz sobie wytłumaczyć, dlaczego liczymy kalorie z białka, nie uwzględniając warunków, przy których go spożywamy
A wiecie dlaczego zacząłem się nad tym zastanawiać? Mianowicie przy podaży kalorycznej rzędu 5000 na dzień, znaczną część chciałbym dostarczyć z płatków owsianych i w ogóle produktów typowo węglowodanowych, które jednak zawierają białko (głównie roślinne), bo taka jest ich specyfika. Przy tak dużej podaży kalorycznej (szczególnie, gdy bardzo duża część wynika z węglowodanów)zauważyłem, że tego białka już mi wyszło ponad 2g/kg, a jeszcze żadnego zwierzęcego źródła nie uwzględniłem. Dodając do bilansu mięso oraz jaja znacznie przekraczam 3g/kg, co w okresie masowym wydaje się głupie. I tak na prawdę z założonego 15g/kg węgli na dzień (spokojnie-tylko niektóre dni tak będą wyglądać) mogę dostarczyć 10g, bo po prostu nie mieszczę się w 5000 kaloriach, przez te nieszczęsne białko.
Ktoś może napisać: Jeśli ustaliłeś że masz zjeść 5000kcal, to to jest najważniejsze. Lepiej zjeść te 3.5g białka na kg i mieć mniej węgli niż dopełniać założony pułap węgli. No ale ja jeszcze raz pytam-czy na prawdę 100% białka mogę uznać, że daje kalorie przy takich założeniach?
Po prostu śmieszy mnie fakt, że w typowy dzień HC, 5000kcal z samych produktów węglowodanowych wychodzi mi tyle białka, że mógłbym w ogóle nie jeść w tym dniu ani kurczaka, ani ryby ani jajka...
Proszę o wasze zdanie, przy okazji zapytam też w innym dziale